A gdyby tak... powspominać przygotowania do podróży do
Tokio?
W Tokio byłem w marcu 2016 roku. To była pierwsza tak daleka
podróż organizowana zupełnie we własnym zakresie. Mógłbym to nazwać
raczkowaniem podróżowania :)
Czemu akurat Japonia? Z kilku powodów:
- od dziecka kocham historię, kulturę i sztukę Japonii, z
tego narodziło się zamiłowanie do języka no i ... tak wyszło,
- w nawiązaniu do powyższego wynikło to, że chciałem
zobaczyć Japonię na własne oczy, tłumy w Shibuya czy piękne świątynie w malowniczych
lasach,
- akurat były tanie bilety lotnicze :)
I tu pojawia się jedna z porad, jakie mogę Wam udzielić, a
co wiąże się z podróżowaniem, i doprecyzujmy - z możliwie tanim podróżowaniem.
Marząc o odwiedzeniu konkretnego miejsca, nie czekajcie na tanie bilety, bo to
może nastąpić za tydzień, za pół roku albo za 10 lat. Macie zamiar czekać tyle
czasu i nigdzie nie jeździć, bo marzycie o tym konkretnym jedynym miejscu?
Osobiście odradzam.
Co polecam, to zrobić listę np. 10 krajów, które chcecie
odwiedzić. Takich MUST SEE. Dzięki temu w każdym roku powinniście traficie na
ciekawą promocję do jednej z tych destynacji. I korzystacie :) Ja tak właśnie
realizuję swoje plany wyjazdowe.
Wracając do Tokio - były mega tanie bilety. Akurat wtedy PLL
LOT otwierały bezpośrednie połączenie Warszawa - Narita. Bilet w 2 strony można
było kupić w granicach 1800 PLN. Za tak wygodne bezpośrednie połączenie, nie
było mowy o tańszej opcji. Zakupu dokonałem około listopada, więc miałem jakieś
6 miesięcy na dogranie szczegółów - co chcę zobaczyć, gdzie pojechać, gdzie i
jak drogo spać! Typowy organizacyjny stres :)
Wtedy też popełniłem pierwszy podstawowy błąd, i od razu Was
przed nim ostrzegam! Kompletnie nie opłaca się lecieć na drugi konieć świata
tylko na 7 czy 10 dni. No chyba że jesteście tego pewni albo inne czynniki
(praca/urlop) nie dają wam innych opcji. Jeżeli jednak nie macie specjalnych
ograniczeń czasowych - na drugi koniec świata nie latajcie na krócej niż 2
tygodnie, a i to jest bardzo krótko!
Czemu tak twierdzę? Kilka prostych przykładów:
1. Jet lag. Pierwszy wróg podróżnika :) Większość Polaków
dość negatywnie reaguje na zmianę tylko o jedną godzinę dwa razy do roku. A co
dopiero mówić o sytuacji, kiedy lądujesz w miejscu docelowym po 12 godzinach
lotu i jest środek nocy. Nie wspominając o tym, że pewnie straciliśmy już dzień
kalendarzowy. A my przecież wyspani, bo w samolocie się spało... Organizm
potrzebuje chwili, by się przestawić i zaaklimatyzować. Na miejscu tracicie
kolejny, przynajmniej jeden, dzień.
2. Czas lotu. Pamiętajcie, że lecąc na wschód, skracacie
sobie urlop na miejscu. Zamiast 7 wspaniałych nocy w Tokio, spędzicie tam w
najlepszym wypadku 6 - jeden dzień ucieknie przy zmianie czasu. Ktoś powie, że
dzień ten "zwróci się" w momencie powrotu. Moja matematyczka mówiła,
że "w naturze nic nie ginie". I faktycznie - dzień się zwróci, ale co
mi z tego dnia, jeżeli wylatuję z Tokio o 10 a o 14 tego samego dnia będę w
Polsce, pomimo lotu który trwał 12 godzin? Wolałbym mieć ten czas tam, w Tokio.
3. "Bo na dłużej to oznacza drożej". I tak i nie.
Tak, ponieważ faktyczenie każdy dodatkowy dzień to dodatkowy koszt jedzenia,
spania, zwiedzania czy paliwa do wynajętego samochodu. Zgadza się. Ale
nauczyłem się, że będąc na drugim końcu świata trzeba patrzeć z trochę dalszej
perspektywy. Ten dodatkowy koszt 100 złotych za dodatkowy dzień jedzenia jest
jedynie kroplą, jeżeli uwzględnimy to, co już wydaliśmy by dostać się na ten
koniec świata :) Pamiętajcie - największe wydatki są zawsze na początku - głównie
bilety samolotowe oraz na miejscu ewentualnie najem samochodu. I tak podróż do
Tokio na tydzień kosztowała mnie około 6.000 PLN, a na 2 tygodnie, myślę że nie
wyniosło by więcej jak 7.500-8.000 PLN. A o ile więcej frajdy i zwiedzania?
Zostawiam Was z tym niesamowitym widoczkiem z parku w samym centrum metropolii. Na razie to tyle moich pierwszych wspomnień z Tokio i kilka porad co do przygotowań. W kolejnej części będzie więcej o samym Tokio i Japonii.